"Uroki nurzania się w lekturze"

Hortensja - pół Polka, pół Francuzka - od lat mieszkała w Świnoujściu w województwie zachodniopomorskim. Nawet nie najwrażliwsi i nieszarmanccy krewni przyznawali, że była to cud-dziewczyna, ale taka niby-trzpiotka, niekiedy siejąca zamęt i ferment. Przy sprzyjającej wczesnoletniej aurze przechadzała się pośród chabrów pod rosochate wierzby. W porze dżdżu i zawiei zasiadała na purpurowo-złotym szezlongu tak pogrążona w lekturze, że chybaby nie słyszała żadnego szuru-buru ani chlapu-chlap.

Ubóstwiała też hołubionemu Grzesiowi o jasnofiołkowych oczętach czytać nie za długie minihistoryjki o księżniczkach z późnośredniowiecznych zamczysk. Toteż jej syn już jako dwunastoipółletni chłopiec wyróżniał się rzadko spotykanym hobby. Cotygodniowo nieznużony żwawo podążał wzdłuż żywopłotu z bukszpanu i rzędu tui do biblioteki w sąsiedztwie, wypożyczał i chłonął w euforii niemalże świeżutki hit z listy bestsellerów. Wówczas zaczytywał się w powieściach podróżniczo-przygodowych o żyjących hen daleko Indianach lub hinduskich maharadżach. Chłepcząc jeżynową herbatkę, nie wyściubiał dzióbka znad reportaży. Wkrótce przerzucił się na fantastykę, ale mniej tolkienowską, raczej pogrążał się w cyberprzestrzeni science fiction.

Gdy dorósł, nie wybierał na chybił-trafił. Wstępował do archiwów i antykwariatów, by dosięgnąć najwyższej półki z najcenniejszymi na pół pożółkłymi foliałami białych kruków. Ten mól książkowy dziś prenumeruje "Pamiętnik Literacki” i korzysta z krytycznoliterackich esejów .
Arcymiłośnik literatury celebrował rok 2014, ustanowiony Rokiem Czytelnika na wystawie pt. "Od skryptoriów do e-booków” i bez zmrużenia oczu przeglądał eksponaty skumulowane pod meganowoczesnymi halogenowymi lampami.